> Travel & Events > Madagaskar > U wrót Madagaskaru
zwiń mapę rozwiń mapę
u wrot madagaskaru

Drukuj Zmień rozmiar tekstu Zmień rozmiar tekstu Zmień rozmiar tekstu

U wrót Madagaskaru

28 listopada 2012

Gdy pierwszy raz wylądowałem na madagaskarskiej prowincji, stanąłem jak wryty. Otoczyła mnie grupa kobiet i dziewcząt ubranych w stroje, których nie powstydziłyby się damy epoki wiktoriańskiej.

Tuż obok na drewnianych straganach dwóch nieco mniej eleganckich Malgaszy wcinało z zapałem bagietkę, maczając ją w filiżance kawy z mlekiem, spokojnie o czymś dyskutując. Malgasze, bo tak o sobie mówią mieszkańcy Czerwonej Wyspy, przybyli tutaj, na wcześniej niezamieszkały ląd, jakieś 2 tys. lat temu z okolic wysp Malezji i Indonezji. Prawdopodobnie stało się to zupełnym przypadkiem – ot, wiatr zagnał dzielnych żeglarzy wzdłuż wybrzeży Azji Południowo-Wschodniej, Indii i wybrzeży Afryki aż tutaj. Ich język i obyczaje mają tak niewiele wspólnego z kontynentem afrykańskim, że każdy, kto próbuje wcisnąć Madagaskar w „afrykańską szufladkę”, musi spodziewać się zdecydowanej i niezbyt przyjaznej reakcji. Od czasu zasiedlenia wyspy, w pogoni za przyprawami, na Madagaskar zawitali i Portugalczycy, i arabscy czy żydowscy kupcy. Swoje okręty cumowali tu Francuzi i Brytyjczycy, traktując wyspę jako przystanek w drodze do Indii. W efekcie tej wielokulturowej wymiany towarów, mieszania się kultur i obyczajów, kuchnia Madagaskaru – w przeciwieństwie do krajów wschodniej Afryki – to wspaniały miszmasz potraw i oryginalnych przypraw. W którejś z niewielkich wiosek podróżny z pewnością dostanie do picia coś, co bardziej przypomina zwykłą breję niż napój. Będzie to malgaski przysmak – ampango – woda z garnka, w którym wcześniej gotowano (i odrobinę przypalono) najważniejszy składnik wszystkich potraw, czyli ryż.

ak ważny jest ryż na wyspie? Tak bardzo, że czasownik jeść po malgasku znaczy dokładnie jeść ryż. Ów wywar do picia wcale nie jest oznaką ubóstwa Malgaszy, ale tradycyjnym napojem do posiłku. A ten – w zależności od części wyspy – może być zwykłą, francuską bagietką maczaną w kawie z mlekiem albo drobną przekąską masikita – w postaci niewielkich szaszłyczków, bardzo intensywnie przyprawionych, podawanych z kultowym piwem Three Horses Beer. Lub też ryżem z dodatkami (na które mówi się po prostu laoka) – na przykład orzeszkami ziemnymi i wieprzowiną, rybą, wołowiną. Do tego achards – marynowane owoce mango lub cytryny – owocowe pikle. Kiedy pierwszy raz zamówiłem loaka, zdziwiłem się, że dania podawane są na modłę arabską. Poszczególnych składników potraw nie podaje się razem – każdy nakłada sobie na ryż to, na co akurat ma ochotę. Dla prawdziwych kulinarnych wyjadaczy testem będzie spróbowanie sakay – bardzo ostrej przyprawy z czerwonej i zielonej papryki, którą nakłada się na przykład na samosa. Wydawało mi się, że po pakistańskich rosołach, do których – gasząc wewnętrzny pożar – trzeba było wypić butelkę wody, jestem odporny na ostre dania. Nic bardziej błędnego, sakay to żywy ogień! W czasie podróży przekąski można kupić w przydrożnych hotely – niewielkich, ulicznych jadłodajniach. Na deser obowiązkowo trzeba spróbować chleba Madagaskaru, czyli słodkich placuszków mofo, wykonanych z mąki ryżowej z dodatkiem mleka kokosowego, pieczonych w niewielkich formach na ogniu, wypełnionych różnymi dodatkami. Albo jeszcze lepiej – koba akondro. To zawijane w liście bananowca wrappy z orzeszkami ziemnymi, bananowym purée, miodem i kukurydzą. Ostrzegam – można się od tego uzależnić! Tak najedzeni możemy oddać się zwiedzaniu wyspy.

Madagaskar to raj dla miłośników przyrody. Blisko 80 proc. zwierząt to endemity (można je spotkać wyłącznie na tej wyspie). Warto zajrzeć do parku Ankarafantsika, gdzie występuje 129 gatunków ptaków, czy do Marozevo – hodowli kameleonów, których jest na wyspie aż 34 gatunki. Ten, kto chciałby poznać prawdziwy skarb wyspy – szmaragdy i szafiry, powinien wybrać się do niewielkich osad poszukiwaczy kamieni szlachetnych, wybudowanych w okolicach parku Isalo, do złudzenia przypominających te z czasów gorączki złota w Ameryce Północnej. Wprawdzie ciężko będzie tam kupić kamienie, ale surrealistyczny wygląd miejsca z pewnością na długo zapadnie w pamięć. Stąd już tylko skok na zachodnie wybrzeże, w okolice miasteczka Morondawa i podziwianie słynnej, uwiecznionej chyba na wszystkich pocztówkach z Madagaskaru Alei Baobabów – śmiesznych drzew, o których Malgasze mówią, że rosną… do góry korzeniami. Na odwiedzających wyspę ogromne wrażenie robią kamienne grobowce plemienia Mahafaly. Otoczone drewnianymi rzeźbami są miejscem dorocznego przewijania szczątków zmarłych w nowy całun – lamba. To jeden z najbardziej oryginalnych obrządków w bogatej tradycji malgaskich plemion. A jeśli ktoś szuka bajecznych plaż, spokoju i tropikalnego słońca, powinien polecieć na niewielką wysepkę Nosy Be, przy północno-zachodnim koniuszku Madagaskaru.

pokaż wszystkie artykuły

Komentarze

Jeszcze nie ma komentarzy

Dodaj komentarz

Dbając o jakość naszego serwisu, utrzymanie radosnego i optymistycznego charakteru, uprzejmie informujemy, że komentarze i wpisy będą moderowane

Warto spróbować