> Travel & Events > Brazylia > Akwarela z brazylii
zwiń mapę rozwiń mapę
brazylia

Drukuj Zmień rozmiar tekstu Zmień rozmiar tekstu Zmień rozmiar tekstu

Akwarela z brazylii

25 marca 2014

Największa taneczna impreza świata w Rio de Janeiro skończyła się już, kiedy udało mi się postawić nogę na brazylijskiej ziemi. Ale na pograniczu peruwiańsko- -kolumbijsko-brazylijskim nikt mnie o paszport nie prosił. W tym rejonie Amazonki w promieniu stu kilometrów nikt nie sprawdza dokumentów. Urzędnika imigracyjnego trzeba odnaleźć, czasem obudzić w czasie sjesty i grzecznie poprosić o stosowną pieczątkę, ale tylko wtedy, gdy jedziemy gdzieś dalej. Ruch lokalny rządzi się swoimi własnymi prawami. Wszyscy żyjący tam mieszkańcy nazywają siebie Amazonas. Dopóki oczywiście nie zaczniemy rozmawiać o piłce nożnej czy kawie, bo wtedy budzi się w nich patriotyzm lokalny. I o ile wynik piłkarskiego meczu łatwiej zweryfikować, to po której stronie granicy parzą lepszą kawę, tego już nie sposób rozstrzygnąć. Kawa i piłka nożna to niejedyne stereotypy, jakie rządzą naszymi wyobrażeniami o Brazylii. A to największy kraj Ameryki Południowej, trzydziestokrotnie większy niż Polska. W Amazonii rzeczywiście zaraz za granicą kolumbijską wyrastały fawele – baraki z blachy zamieszkiwane przez najbiedniejszych. Ale po drugiej stronie kraju to właśnie do Paragwaju wjeżdża się, by spotkać ludzi koczujących pod kawałkiem brezentu czy folii. Blacha falista byłaby szczytem luksusu. A jednocześnie coraz bardziej rozwijają się miasta jak Sao Paulo czy Rio de Janeiro. Gospodarka kraju jest na tyle silna, że dawni kolonizatorzy – Portugalczycy – coraz śmielej przekraczają Atlantyk w poszukiwaniu pracy. Brazylijska odmiana języka portugalskiego już dawno pokonała odmianę lizbońską. Na pewno warto, by przyswoili sobie jego podstawy młodzi ludzie. W tym roku w Rio de Janeiro odbędzie się światowe spotkanie młodzieży. Impreza zapoczątkowana przez naszego papieża Jana Pawła II w lipcu będzie miała znaczenie szczególne. Młodzi spotkają się bowiem u stóp pomnika Chrystusa Odkupiciela. Uznana za jeden z siedmiu nowych cudów świata (obok m.in. Chińskiego Muru czy Machu Picchu) statua została zbudowana w 1931 roku, żeby uczcić setną rocznicę niepodległości Brazylii. Miasto Rzeki Styczniowej (jak w tłumaczeniu brzmi Rio de Janeiro) było wtedy stolicą państwa. Ale jego znaczenie nie zmalało po przeniesieniu urzędów państwowych do Brasilii. Tam mogą się udawać oficjalne delegacje państwowe, wszyscy turyści wybiorą raczej wjazd kolejką na Corcovado (gdzie stoi pomnik) lub nie mniej słynną górę Głowa Cukru. Nad Atlantykiem znajduje się też najsłynniejsza plaża świata – Copacabana. To nie tylko miejsce opalania się, ale także rozgrywanych oficjalnie i towarzysko meczów w plażową piłkę nożną i siatkową. Nic dziwnego, że canarinhos są w tych dziedzinach w światowej czołówce. Raz tylko zdarzyło się, że ukarali kogoś za grę w piłkę. Tym kimś był Rod Stewart. Ale to dlatego, że w piłkę grał nie na plaży, ale w luksusowym hotelu Copacabana Palace – do którego Brazylijczycy mają stosunek niemal nabożny. To także przestroga dla piłkarzy (miejmy nadzieję, że także naszych), aby w czasie przyszłorocznych mistrzostw świata dryblingi i podania pokazywali na boiskach treningowych. Mundial zostanie rozegrany w 12 miastach, głównie nadmorskich, ale nie zabraknie też gorącego Gran Chaco czy wilgotnej Amazonii. A finał – oczywiście w Rio de Janeiro. Które dodatkowo dwa lata później będzie gospodarzem igrzysk olimpijskich. Prawdę mówiąc, sportowcy będą wystawieni na duże pokusy. Szczególnie kulinarne. Cały kontynent południowoamerykański słynie z różnego rodzaju pierożków. W Brazylii noszą one nazwę coxinha. Mogą być z różnym nadzieniem, ale prawdziwym mistrzostwem świata są te z nadzieniem z kurczaka. Coxinha de galinha (czasem z dodatkiem serka śmietankowego) można jeść naprawdę od samego rana! Najlepiej podawać je skropione sokiem z limonki. Ale czas prawdziwej uczty nadchodzi, gdy zapada zmrok. Wtedy temperatura spada do znośnego dla Europejczyków poziomu. Firmowym znakiem kulinarnym kraju jest churrascaria. To nic innego niż rożen. Tyle że tutaj nad rozżarzonymi węglami obraca się kilkanaście rożnów. Na każdym inny rodzaj mięsa: serca drobiowe, polędwiczki wołowe, filety mignon, rumsztyki, polędwiczki wieprzowe, baraninka, a do tego kiełbaski i żeberka, zarówno wieprzowe, jak i wołowe… Ufff! Trudno się na coś zdecydować? Nie ma znaczenia, bo zasadą churrascarii jest nakarmić gościa do syta. Płacimy od osoby (równowartość już od 25 zł) i mamy otwarty bufet. Wraz z sałatkami. Ale ledwo dane mi było wybrać jakąś zieleninę, a już zostałem otoczony przez trzech kelnerów ze „szpadami”. Wprawnym ruchem ukroili kawałek przekąski, potem jeden, drugi, trzeci… To nie jest typ restauracji dla wegetarian, choć czasem znajdziemy tu jakąś rybę z grilla.  Podobne brazylijskie lokale są też w Polsce, ale te na drugiej półkuli mają o wiele lepszą wołowinę. Tu każdy może być mistrzem patelni. Po tak sutym posiłku warto sobie zaaplikować coś na trawienie. W Brazylii takim napojem, dodatkowo także orzeźwiającym, jest caipirinha. To drink na bazie cachaçy, wódki z trzciny cukrowej, podany z tłuczoną limonką, cukrem i lodem. I o ile z mięsem brazylijskim trudno konkurować, to w naszych warunkach destylat można z powodzeniem zastąpić polską wódką. Dodajmy tylko cukier z trzciny cukrowej do smaku. A kiedy już zaspokoimy głód i pragnienie, udajmy się do baru z muzyką na żywo. Bo Brazylia to nie tylko energetyczna samba, ale także, jakże wyciszająca i relaksująca, bossa nova.

pokaż wszystkie artykuły

Komentarze

Jeszcze nie ma komentarzy

Dodaj komentarz

Dbając o jakość naszego serwisu, utrzymanie radosnego i optymistycznego charakteru, uprzejmie informujemy, że komentarze i wpisy będą moderowane

Warto spróbować